Rozmowę z psychoterapeutką Anną Faber, w ramach artykułu opublikowanego w Wysokich Obcasach, przeprowadziła Ewa Kaleta.
Jeśli by iść za językową definicją słowa trauma, która oznacza przerwanie ciągłości tkanki, to chyba można by powiedzieć, że w trakcie porodu ciało kobiety doznaje traumy. Gdyby też zastanowić się co łączy doświadczenie traumatyczne i doświadczenie porodu, to z pewnością poród tak jak trauma są doświadczeniami ekstremalnymi. Natomiast to co różni oba zjawiska to ich natura: poród jest podstawą ludzkiego życia wpisaną w fizjologię ciała kobiety i jest czymś naturalnym, przebiegającym zgodnie z porządkiem rzeczy. Wynika on również w większości z aktu woli podmiotu, niezależnie czy jest on bardziej czy mniej świadomy. Jak chodzi o traumę w rozumieniu psychologicznym to nie ma ona nic wspólnego z porządkiem rzeczy, raczej jest jego odwrotnością. A jej bardzo charakterystyczną cechą jest element zaskoczenia- doświadczenia traumatyczne są zaskakujące, pojawiają się nagle, bez zapowiedzi. Poród nie jest zaskoczeniem, a na pewno nie musi być. Poród jest ostatnim etapem długiego procesu ciąży i od nas zależy czy i jak się do niego przygotujemy.
Musimy jednak pamiętać, że dla wielu kobiet poród stał się traumą, ponieważ wokół porodu mogło wydarzyć się coś lub wiele rzeczy obiektywnie lub subiektywnie na tyle trudnych (choć dla nas nie musi to być wcale tak trudne w subiektywnym odbiorze), że kobieta nie wraca do stanu równowagi psychicznej sprzed porodu. Trauma jest kwestią przeżycia z punktu widzenia danej osoby i o tym powinniśmy pamiętać. Aby zrozumieć naturę i zasięg przeżycia traumatycznego osoby straumatyzowanej musimy stać się świadkiem jej przeżycia. To co nam nie pomaga w zapobieganiu traumatycznym doświadczeniom porodowym czy okołoporodowym to unikanie prawdy na te tematy. Unikanie opowiadania o trudnościach i o bólu w sposób autentyczny, z powagą i chęcią dzielenia się.
Traumy boimy się już z racji definicji, tak jak z resztą boimy się wszelkich trudnych doświadczeń. Nie ma w tym nic dziwnego. Strach i lęk są naszym bardzo ważnym wyposażeniem wewnętrznym i jeśli możemy być ich świadomi i o nich myśleć, to możemy je rozumieć i oswoić. Tak więc w rozmowie, edukacji i takim środku przekazu jak ten wywiad nie chcemy straszyć kobiet. Natomiast kobiety, którym nie pomożemy przybliżyć się psychicznie do trudów porodu, wcale nie będą bały się mniej. Być może będą w pewnym sensie bały się już samego bania się, doświadczania lęku. A nasze ludzkie doświadczenie jest właśnie takie, że jeśli możemy się bać, to poprzez oswajanie część lęku mija, a jego pojawianie się przestaje nas zaskakiwać i niepokoić.
Ale lęk do końca nie minie.
Wcale nie chodzi o to, żeby nas nie opuszczał. Chodzi o to, aby lęk mógł nam towarzyszyć, bo jest takim samym uczuciem, jak wszystkie inne uczucia, które towarzyszą nam przez całe życie. Ważne jest to, jak się z nimi obchodzimy. Więc jeśli ma nastąpić coś, co będzie trudne, co będzie bolesne, czego się boimy, to możemy sobie o tym myśleć, wyobrażać to i czuć. Uważam, że powinniśmy mówić do kobiet, że poród jest swojego rodzaju doświadczeniem ekstremalnym, bo ciało i umysł muszą wykonać ogromna, wielopoziomową, wymagającą pracę. Umysł jest naszym systemem operacyjnym również w trakcie porodu, dlatego wiedza o nim i przygotowanie są bardzo ważne. Obecność kobiety w trakcie porodu jest kluczowa.
Lepiej być gotowym na traumę?
Tak, oczywiście! Tyle, że na traumę nie można być gotowym. Trauma następuje z zaskoczenia i ten element zaskoczenia w traumie jest najpoważniejszy. Nie możemy wtedy korzystać z własnych zasobów wewnętrznych. Reagujemy pierwotnie, bezwarunkowo, stajemy się bezbronni, czasami całkowicie. Uraz i element zaskoczenia uszkadzają funkcje kognitywne, co sprawia, że nie możemy myśleć, a więc procedować w sposób zgodny z naszym dobrem, racjonalny. Na poród z pewnością możemy być gotowe. Czy w jego trakcie nie nastąpi jakiś zaskakujący zwrot akcji, nie wiemy. Ale każda kobieta ze swojej strony może się do porodu przygotować właśnie dlatego, aby nie być zaskoczoną i aby te różne zmienne mieć pod kontrolą, na tyle, na ile leży to we własnym zasięgu.
Kolejna rzecz o której warto pamietać, to fakt, że poród nie jest tylko pracą kobiety, ale też pracą dziecka. Może to nie przebija się do powszechnej wiedzy, ale poród to kooperacja dwóch osób, wspólne zadanie. I myślę, że ta perspektywa wysiłku obu istot może być ogromną pomocą.
Jak się przygotować na nadejście bólu ?
Przede wszystkim przyjąć dłuższą perspektywę. Nasze dziecko pojawia się w wyobraźni, w sferze planowania, w sferze języka. Mówimy, że dziecko „będzie” kiedy się urodzi, a tak naprawdę ono już jest w łonie. Matkami stajemy się już w ciąży, więc reflektowanie odmiennego stanu oznacza zajmowanie się sobą w okresie tej przemiany oraz reflektowanie, że w głębi ciała jest inne ciało- druga osoba. Ta relacyjna perspektywa i upodmiotowienie dziecka może bardzo pomóc w przygotowaniu się do porodu. Wiele już się mówi o budowaniu relacji z dzieckiem, które jeszcze mamy w brzuchu. Możemy też użyć tej narracji do przygotowywania się do porodu.
W mojej wieloletniej pracy na oddziale położniczym i w mojej prywatnej praktyce spotykałam kobiety, które bały się porodu, część z nich z powodu strachu chciała zdecydować się na cesarskie cięcie. Bywało, że udawało nam się w kilka tygodniu, kilka miesięcy ten strach oswoić. Zdarzało się, że jednak, że lęk był tak wielki, że pacjentki decydowały się na cesarskie cięcie. W tej bardzo wrażliwej materii zindywidualizowane podejście jest podstawą, podobnie jak szacunek dla możliwości i ograniczeń każdej kobiety.
W Polsce mamy bardzo duży odsetek porodów przez cesarskie cięcie.
Obserwuje ten trend, rozumiem, że stało się to proste, w zasadzie to usługa, którą można dziś kupić. Jawi się to jako łatwiejsze wyjście z trudnej sytuacji, co zresztą, pod wieloma względami jest prawdą. Ale możemy spróbować spojrzeć na to z perspektywy dziecka, ponieważ uważam, że to nie jest dla dzieci najlepsze rozwiązanie. Głównie dlatego, że dzieci nie wiedzą wtedy, że się rodzą, są pozbawiane przejścia przez ważny proces. Dlatego mówiłam wcześniej, że to ustanowienie relacji z dzieckiem, to jest pewien proces, ponieważ ciało kobiety się zmienia, przystosowuje się do rosnącego dziecka, dziecko się rozwija i razem stanowią pewną jedność z mamą. Cesarskie cięcie jest wyrwaniem dziecka z jego środowiska wtedy, kiedy to my podejmujemy decyzję. Tymczasem dziecko jest gotowe na przejście na świat wtedy, kiedy zaczyna się rodzić i to jest punkt zwrotny, to dziecko wyznacza moment porodu. Moim zdaniem w relacji z dzieckiem powinniśmy na to pozwolić, na tę pierwszą sprawczość w pojawieniu się na świecie. Chodzi nie tylko o ten pewien rodzaj decyzyjności dziecka w sensie inicjowania porodu, ale też o przejście przez dziecko przez ten cały proces, przez proces rodzenia się, gdy właśnie to dziecko jest aktywne. Jest to pierwszy moment w życiu, gdy dziecko też decyduje, podejmuje pracę, podejmuje wysiłek, rozpoczyna coś i kończy.
Ale nie tylko cesarskie cięcie jest zakłócające. Podobnie działa syntetyczna oksytocyna. Przyspieszanie porodu poprzez podawanie systematycznej oksytocyny w istotny sposób wpływa na ukształtowanie wczesnej więzi między matką i noworodkiem. Z najnowszych doniesień wynika, że podawanie oksytocyny syntetycznej jest zalecane wyłącznie w sytuacji ratowania zdrowia i życia.
W jaki sposób zakłóca ?Co to oznacza? Czy możemy to jakoś opisać? Do czegoś się odwołać?
Oksytocyną syntetyczna nie zawiera endorfin, obecnych w tej organicznej oraz blokuje naturalne i tak ważne wydzielanie tych opiatów, które odpowiadają za łagodzenie bólu. Pod wpływem działania oksytocyny syntetycznej jakość oksytocyny produkowanej przez przysadkę kobiety w istotny sposób się zmienia. Oksytocyna zwana hormonem miłości ma za zadanie pomóc dziecku i matce nawiązać kontakt po porodzie i ustanowić dobrą wczesną relację poprzez jej łagodzące i “miłosne’ właściwości.
Traumatyczny poród to jeden z kilku powodów dla którego kobiety boją zdecydować na macierzyństwo.( zaraz obok lęków materialnych)
Moim zdaniem za lękami w dużej mierze stoją doświadczenia rodzinne: traumatyczne doświadczenia ciążowe, porodowe, okołoporodowe, trudny połóg, problemy w okresie wczesnego macierzyństwa oraz trudne, skomplikowane relacje matek z córkami czy odwrotnie. Takie trudne doświadczenia mogą rezonować przez pokolenia. Żyjemy w czasach kiedy panuje pewna niechęć do przeżywania rytuałów przejścia, są to uwarunkowania społeczne, historyczne i kulturowe. Unikanie dyskomfortu znacząco wpływa na to, ze chcemy od takich kluczowych, ryzykownych i ważnych momentów się odsunąć. Byleby nie doznawać dyskomfortu. Niestety wielu ludzi dziś w taki sposób wyobraża sobie życie.
Mam wrażenie, że na sali porodowej wszyscy trochę się spieszą. Próbując zapanować nad sytuacją, przyspieszyć ją żeby nie wymknęła się spod kontroli.
Moje doświadczenie pracy na oddziale położniczym mówi mi, że ma to bezpośredni związek z ilością porodów. Oczywiście wiele kobiet chce rodzić w dużych szpitalach, czują się bezpieczniej bo wiedzą, ze są lepiej zaopatrzone medycznie, ale wtedy często są skazane na to, że to inni przejmą kontrolę nad ich porodem, a proces podejmowania decyzji będzie obliczony na możliwości poradzenia sobie personelu z ilością porodów. Mam tu na myśli obciążenie personelu, który w dużych ośrodkach pracuje często pod presją czasu, czy w okrojonym składzie. W takiej sytuacji procedury medyczne będą w pewnym sensie wyprzedzać rodzące o krok, przyspieszać akcję. Małe szpitale często mają więcej do zaoferowania jeśli chodzi o komfort rodzenia, może mniej jeśli chodzi o sytuacje awaryjne. W szpitalu w Malborku, gdzie jest mała porodówka i bardzo wrażliwy ordynator, można skorzystać z wanny, można skorzystać z koloroterapii i aromaterapii, są piłki i możliwość zachowania intymności. Przez wiele lat kobiety w Polsce rodziły leżąc na plecach w najgorszej z możliwych pozycji, niefizjologicznej. Więc mamy niechlubną tradycję w stwarzaniu dyskomfortu kobietom, a kobiety czują, że muszą się dostosować. Ale moim zdaniem, powinnyśmy trzymać się tego, że w porodzie wiele zależy od nas. Ważne jest to, żeby nie zalał nas w tym kluczowym momencie lęk, aby kobieta była przygotowana.
Wysoko postawiona poprzeczka.
Zależy od tego czy z tym lękiem miałyśmy do czynienia w czasie ciąży, czy raczej od niego uciekałyśmy z myślą, że jakoś to będzie. Poród to proces kobiety i dziecka, różne rzeczy następują po sobie i jeśli o niech wiemy nie będziemy w dodatkowym lęku. Jeśli damy sobie szanse na to, żeby o tym porozmawiać i wyobrażać to sobie, to kobieta będzie mogła być bliżej siebie podczas porodu. Poród też nie dzieje się szybko i to chyba też istotne przekłamanie. Poród nie jest robieniem czegoś, jest procesem, powinien trwać tyle ile ma trwać właśnie po to, żeby marginalizować traumatyczne doświadczenia. Bycie w procesie porodu, podążanie za dzieckiem i za własnym ciałem oraz tryb towarzyszenia kobiecie i dziecku pozwala przejść przez te chwile bez paraliżującego lęku. Usilne skracanie, pospieszanie, coś co ma teoretycznie skrócić ten trudny moment, ekstremalnie go medykalizując daje tylko pozór rozwiązania.
Myślę, że też takie podmiotowe myślenie o porodzie jest bardzo ważne, przecież to pani rodzi, to ja rodzę, to my jesteśmy autorkami tego wydarzenia. Wydaje mi się, że wiele kobiet nie wie o tym, że to one są decyzyjne i to one wpływają na swoje porody. Nasze ciało to jest nasz umysł- nasz pierwotny umysł. Mamy na siebie wpływ w bardzo dużej mierze, ale oczywiście nie w ostatniej chwili.
Wydaje mi się, że ciąża stwarza dobre warunki, żeby być bliżej siebie, czy przyjść bardziej do siebie, lepiej siebie poznać, od strony cielesnej, fizycznej, przygotować się na ten moment przejścia. To może być czas integracji dla kobiet, które wcześniej ze swoim ciałem nie czuły zbyt dużego połączenia, nie zajmowały się nim tak bardzo.
Ciąża ma moc łączenia ciała i umysłu. Można przestać „mieszkać tylko w swojej głowie”.
Dokładnie, można poczuć integrację między ciałem a swoimi myślami. Ciąża to czas, gdy ciało kobiety daje o sobie znać z całą mocą. Można z niego skorzystać.
To mieszkanie w głowie, jest typowe dla naszych czasów. Bardziej jesteśmy skłonni myślec niż czuć. Integracja czucia i myślenia jest podstawowym narzędziem w rytuałach przejścia, a poród jest jednym z nich. Medykalizacja, rzecz jasna, nam pomaga i często jest nieodzowna, ratuje życie. Jednocześnie zbytnie przywiązanie i wierność paradygmatowi medycznemu marginalizuje postrzeganie siebie do organizmu. Porzucamy ciało, porzucamy sygnały z niego płynące, zmysły, wrażenia, odsuwamy się od intuicji. Następuje oddzielenie ciała od umysłu. Dziś jest wiele warsztatów, terapii pomagających w czuciu, uczących tego, że nasze ciała są nasze. Proszę zwrócić uwagę na naszą rozmowę… Powiedziała Pani, że chciałaby porozmawiać o traumatycznym porodzie i wybrzmiało w tym coś sygnalizującego, że nastąpi wydarzenie zewnętrzne, jakby miało przyjść z zewnątrz jakieś zagrożenie. Często nie mówimy (i niestety nie myślimy) o porodzie jak o czymś, co dokona się w nas i jest poniekąd częścią nas. W lęku przed tym traumatycznym porodem, jest obawa przed czymś obcym. To jest tylko hipoteza, ale może niektóre kobiety postrzegają ciało, jako kogoś kto przyniesie im coś nieznanego, coś złego, do czego nie można mieć zaufania.
Wiele osób pyta przyszłe mamy, jak będziesz rodzić? Jak będziesz karmić? Jakby to były nasze arbitralne decyzje.
Żyjemy w czasach planowania, a poród i macierzyństwo to wrażliwa materia, która się tym regułom współczesności nie poddaje, jest zanurzona w innym świecie. Jedyne co możemy naprawdę zrobić to budować zaufanie do siebie i starać się poznać nasze ciało w trakcie bardzo intensywnych zmian. Poczęcie, ciąża i poród stanowią pewien proces i on w jakimś sensie pozostaje tajemnicą, o czym należy pamiętać. Z jednej strony to jest po prostu fizjologia, ale też element niewiadomej, takie tajemnicze przejście. Ono nam się nigdy całkowicie nie podporządkuje ani nie odkryje, zawsze pozostanie procesem wieloczynnikowym i na swój sposób tajemniczym.
Cieszę się, że wspomniała Pani o tajemnicy bo mam wrażenie, że brakuje nam narracji innej niż jedynie fizjologiczna do opisywania doświadczenia porodu.
Poród to ważny moment przejścia, kończący dzieciństwo rodziców. Przestajemy być dziećmi i zaczynamy być rodzicami. Na tym poziomie na pewno następuje przemiana, co również odbywa się wielopoziomowo i z jednej strony może być pięknym, doniosłym przeżyciem, a z innej stawia kolejne wyzwania: musimy się z czymś pożegnać, musimy coś opłakać, do czegoś nie będzie więcej powrotu. Tamto, co było, zostaje za nami, my to mamy zapisane jako doświadczenie, jako wspomnienie, to nas wyposaża, to nas buduje, my to nosimy ze sobą, ale jednocześnie musimy to zostawić za sobą w tym jednym momencie. Od tej pory już zawsze będziemy rodzicami i przez wiele lat będziemy całkowicie odpowiedzialni za inną osobę, za jej rozwój i dobrostan.
Pewnie nie wiele osób o tym wie, ale okres ciąży i wczesnego macierzyństwa to czas największej dyspozycji do zmian psychologicznych. Zmiany mogą zajść w najgłębszych warstwach psychiki. Rodzice w tym okresie mogą przejść prawdziwą przemianę psychologiczną, porównywalną do przebycia terapii. Umysł jest wtedy bardzo otwarty, mamy duży dostęp do naszej nieświadomości, największy jaki może nam się w życiu przytrafić. Na bardzo głębokim poziomie jest w nas pamięć naszego wczesnego dzieciństwa, nie pamiętamy tego dosłownie, ale kiedy rodzimy dziecko, zyskujemy dostęp do tych wczesnych treści. Obserwuję to często podczas pracy z rodzicami bardzo małych dzieci, że ten potencjał do dużych zmian jest w ‘zasięgu ręki’. Warto to wiedzieć, wtedy ból, strach, dyskomfort stają się elementami szerszej perspektywy, i może nie brzmi to jak cudowny sposób, ale to prawdziwy sposób.